Szczęsny: Legia ma to, czego chciała

szczesny-legia-ma-to-czego-chciala-sportowyring-com

Okazuje się, że Legia ma więcej szczęścia niż rozumu, bo delegat na jej mecz z Realem w Madrycie nic nie napisał o zajściach pod stadionem. Ale w radiowej „Trójce” słyszałem, że jednym z zatrzymanych jest – jak to zostało określone – znany przywódca ultrasów Legii. Możemy się domyślać, o kogo chodzi. To najpewniej ten sam człowiek, który kiedyś bił po twarzy Kubę Rzeźniczka. Trudno się spodziewać czegokolwiek innego na widowni na Legii, skoro najpierw w loży VIP-ów tego człowieka przyjmuje prezes Leśnodorski i pokazują to kamery, a potem chwali się, że nowy tatuaż „BL 1916” zrobił sobie w nowo otwartym salonie tego pana. Trzy tygodnie później są spalone, powyrywane krzesełka i walkower dla Jagielonii w meczu ligowym. Skoro takie są relacje i układy, to musi tak być.

Niedawno do kłótni między właścicielami Legii doszło głównie na tle spraw dotyczących relacji kibice-klub. Próbowałem policzyć, ile Legia straci na tym, że jej stadion został zamknięty na mecz z Realem. Myślałem sobie, że trzeba by policzyć 30 tysięcy biletów kosztujących średnio 150 zł za sztukę, co daje 4,5 mln złotych. Dodałem inne rzeczy i wyszło mi sześć milionów. Pomyliłem się. Od jednego z zawodników Legii wiem, że w jej szatni liczono tak: wpływy z biletów, karnetów, cateringu, wynajmu stoisk, sprzedaży pamiątek, to się równa się co najmniej 11-12 milionów. Absolutnie wszystkie miejsca na trybunach silver i gold byłyby wykupione, na jedno miejsce byłoby 15 chętnych. A tam niektóre bilety kosztują cztery tysiące za sztukę. Najtańsza wejściówka na silver kosztowałaby tysiąc złotych.

Strata boli. Ale musi boleć, kiedy tak się działa z kibolami, że można stracić punkty w lidze, że można mieć straty na stadionie, że można mieć wielkie straty wizerunkowe, że można pracować nie na szacunek całej Polski, tylko na niechęć, jak w starych czasach, kiedy Legia kradła do wojska piłkarzy z innych klubów. Oczywiście nie znam się na zarządzaniu, nie jestem ani właścicielem, ani prezesem, ale już w czasach gdy Legią rządziło ITI, uważałem, że kiedy idziesz na wojnę z szarą masą, to nie możesz robić żadnych kroków tył. To nie jest tak, że zrobisz trzy kroki do przodu, a potem dwa do tyłu, więc i tak jesteś do przodu. Tutaj to działa inaczej. ITI przez wiele miesięcy próbował coś zrobić z łobuzerią, z sobiepaństwem, z włażeniem na głowę przez kibiców klubowi oraz innym kibicom, po czym nagle poszedł na jakąś ugodę. I co chuliganom pokazał? Że wszystko można. Jak się nawet taki gigant ugina, to nikt z tej tłuszczy, z tego plebsu nie wnika w przyczyny, tylko mówi „k…, mamy ich”. Teraz wszystkie telewizje świata, które mogą, pokażą urywki meczu toczonego przy pustych trybunach. A żeby wytłumaczyć dlaczego tak jest, wyciągną wszystkie grzechy kibolstwa z ostatnich lat. To ogromna porażka wizerunkowa.

Legia jako klub ma to, czego chciała. Oczywiście piłkarze są częścią tego klubu, a oni tego nie chcieli. Ale jeżeli można było przed kamerami i przy ochroniarzach bić po twarzy Rzeźniczaka, a dwa dni później nakłonić go, by w gabinetach prezesów podawał sobie rękę z tym panem, który go naprał po pysku, to temat jest wyczerpany.

Jeszcze kilka słów o sporcie. Żałuję, że w Madrycie Legia nie strzeliła gola, który dałby jej prowadzenie. Może byłoby to niesforne, sam Jacek Magiera powiedział jasno, że wtedy równie dobrze mogliby się gospodarze wściec i natłuc Legii 10 bramek. Ale gdyby Legia pierwsza strzeliła bramkę, to nawet w przypadku porażki „szóstką” czy „siódemką” mogłaby się poczuć innym zespołem od tego, jakim była przylatując do Madrytu. To by ją wzmocniło. Dodam, że jakkolwiek przewaga techniczna, przewaga w tempie rozgrywania akcji, w finezji była po stronie Realu, to Legia miała trzy sytuacje przy stanie 0:0 i nie miała szczęścia do sędziego. Faul na Guilherme był ewidentny, Legii należał się karny. Do tego trzecia bramka dla Realu padła ze spalonego.

A poza tym uważam, że pan Sławomir Peszko to wyjątkowo inteligentny mężczyzna.

Maciej Szczęsny