Dlaczego Legia przegrała, a Lech wygrał

dlaczego-legia-przegrala-a-lech-wygral-sportowyring-com

Warszawa, 31.05.2015. Pi³karz Legii Warszawa Jakub RzeŸniczak dziêkuje kibicom po wygranym meczu grupy mistrzowskiej polskiej Ekstraklasy z Wis³¹ Kraków, 31 bm. (gj) PAP/Leszek Szymañski

Walka o mistrzostwo została już praktycznie zakończona. Nie wierzę, że w Poznaniu wydarzy się katastrofa, a Lech przegra z Wisłą, tracąc mistrza na rzecz Legii. Tym bardziej warto pochylić się nad czynnikami, które diametralnie odwróciły sytuację na szczycie, w przeciągu zaledwie kilku kolejek.

Jeszce niedawno nie przypuszczałbym, że Lech będzie miał większe szanse na mistrza. Swoje mecze rozgrywał bardzo nierówno, przez 30-40 minut grał na dobrym poziomie, by w pozostałym czasie spisywać się dużo gorzej. Do zmiany frontu doszło dopiero w rundzie mistrzowskiej. W ekipie Skorży widać dużą determinację, umiejętności i wiarę w siebie. Wygrana na Łazienkowskiej dodała skrzydeł i pokazała jak śmieszny potrafi być sport, gdy jeden mecz, a nie 37 ma wpływ na całokształt.

W Lechu kilku piłkarzy wskoczyło na niesamowity poziom. Kasper Hammalainen i Karol Linetty brylowali przez cały sezon, w najważniejszej chwili odpalił Szymon Pawłowski. Nawet Zaur Sadajew zdołał się przełamać i strzelił, a jak nie strzelał, zawsze męczył obrońców przeciwnika i wiele dawał drużynie. Dla mnie jest piłkarzem nietuzinkowym. Pochwalić trzeba też Gostomskiego. W rundzie mistrzowskiej jest najlepiej broniącym bramkarzem, który wspiął się na najwyższy pułap. Wyśmiewany na początku za babola w Pucharze stał się czarodziejem między słupkami.

Dlaczego Legia właściwie przegrała mistrzostwo? Wraz z odejściem Radovicia, kompletnie zatraciła styl. W swoich szeregach nie posiada piłkarza, który może pociągnąć za sobą całą grę i zrobić nad rywalem przewagę techniczną i szybkościową. W tym co oglądamy nie ma za grosz potęgi, a Lech kładzie Legię we wszystkich możliwych kryteriach. Gra szybko, ofensywie i co najważniejsze skutecznie, a tego legionistom brakuje najbardziej.

Zastanawiam się tylko czemu słabość legionistów przypadła na fazę decydującą o mistrzostwie. Wpływ musiała mieć porażka z Lechem na Łazienkowskiej. Wówczas coś tąpnęło i zburzyło całkowicie wiarę w zespół. Piłkarze musieli się załamać utratą lidera i po prostu nie wytrzymali presji, a ktoś kto nie potrafi sobie radzić z nerwami w kluczowych momentach, nie ma prawa pretendować do miana najlepszego. Prawdę powiedziawszy, Legia już w ogóle nie powinna mieć jakichkolwiek szans na mistrza. Przypomnijmy sobie mecz z Jagiellonią, który wygrała po błędnej decyzji sędziego. Myślę, że niesmak czuliśmy wszyscy, nawet kibice i piłkarze Legii. Gdyby wówczas utrzymał się stan remisowy, w ogóle nie bralibyśmy ewentualnej zmiany lidera po ostatniej kolejce, w co oczywiście ani trochę nie wierzę.

Zachowanie niektórych osób z zarządu Legii wydają być się trochę nieodpowiednie. Przykładowo, prezes Legii wykazuje się dużą niekonsekwencją w wypowiedziach i często zaprzecza własnym słowom. Mówi, że zespół gra dobrze, że wszystko jest cacy, albo zabrakło szczęścia, a kilka dni później potrafi wyjść z tekstem, że drużyna jest słaba i nie obędzie się bez rewolucji. Takie deklaracje na pewno nie wpływają pozytywnie na szatnię. Piłkarze o tym rozmawiają i nie wiedzą co czeka ich za kilka dni, w konsekwencji czują zniechęcenie, tracąc serce do walki. Tymczasem według mnie Legia nie potrzebuje rewolucji, o której niekiedy mówi prezes Leśnodorski. Potrzeba na pewno dwóch zawodników wysokiej klasy zdolnych wpłynąć na zmianę stylu gry.

Nie bez znaczenia pozostaje praca Henninga Berga. Pewna osoba działająca blisko przy klubie powiedziała mi, że gra Legii przypomina wszystkie cechy norweskiego obrońcy, a to już wiele mówi i na pewno nie jest komplementem. Nie jestem wewnątrz szatni, ale mam wrażenia, że nie panuje nad zespołem i nawet sam przed sobą nie chce przyznać się do porażki. Wiem, że w piłkarskiej szatni ciężko znaleźć wspólny język ze wszystkimi i uwolnić potencjał, ale gdy wyniki wypadają nie po myśli, należy dokonać zmian i zapytać siebie, którzy zawodnicy wprowadzą powiem świeżości.  Szczególnym przypadkiem jest Orlando Sa, gracz, który mógł wziąć na siebie cały ciężar, ale często był pomijany przez Berga. Zawsze potrafi  zrobić wokół siebie dużo szumu, dobrze prowadzi piłkę i strzela bramki co 2-3 strzał, a jak nie strzela to stwarza poważne sytuacje. Jestem zdziwiony, że panowie się nie dogadali. U Berga górę musiały wziąć męskie ambicje, chociaż wiem również, że Sa nie jest człowiekiem łatwym w kontaktach.

Maciej Szczęsny