” – Polska? Przyjęto nas fantastycznie…” – Vicente del Bosque specjalnie dla SportowegoRingu

polska-przyjeto-nas-fantastycznie-vicente-del-bosque-specjalnie-dla-sportowegoringu-sportowyring-com

epa04797258 Spanish national team's head coach, Vicente del Bosque, attends a press conference in Minsk, Belarus, 13  June 2015. Spain will face Belarus at the UEFA EURO 2016 qualifying match in Borisov on 14 June 2015.  EPA/TATYANA ZENKOVICH  Dostawca: PAP/EPA.

Jako piłkarz i trener zdobył wszystkie najważniejsze trofea, w tym mistrzostwo świata w 2010 roku. Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii Vicente del Bosque specjalnie dla „SportowegoRingu”!

Jakie są pana pierwsze wspomnienia związane z polską piłką?

– Pamiętam mecz Realu w Pucharze Mistrzów ze Stalą w Mielcu w połowie lat siedemdziesiątych. Wygraliśmy 2:1, a ja zdobyłem drugą bramkę. W drużynie rywali występował Lato, który dwa lata wcześniej grał w wyjątkowych dla Polski mistrzostwach świata w Niemczech. To był wielki napastnik, z boiskową inteligencją, ale udało nam się go powstrzymać w obu meczach. Miałem też okazję pracować z Leo Beenhakkerem, który, choć jest przecież Holendrem, prowadził reprezentację Polski podczas EURO 2008 w Austrii i Szwajcarii, zakończonych triumfem Hiszpanii. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Leo prowadził Real w półfinale Pucharu Mistrzów w 1988 roku, gdy wyeliminował nas PSV Eindhoven. Byłem wtedy jego asystentem.

– Z Polską chyba dobrze kojarzy się też panu EURO 2012?

– Wygraliśmy ten turniej zdobywając trzeci wielki tytuł mistrzowski z rzędu. To był wyjątkowy moment, nie tylko dla hiszpańskiego, ale też światowego futbolu. Co zadecydowało o naszym sukcesie? Nie sądzę, by można wymienić jeden powód. Z jednej strony miałem dobry kontakt z zawodnikami. Ale to nie wystarczy. Dysponowałem także wyjątkową generacją zawodników, którzy wiedzieli, co znaczy „heroiczne” zachowanie. A wielkie cele można osiągać tylko wtedy, gdy funkcjonują jako grupa. Staliśmy się wręcz pewnym przykładem w świecie futbolu, co odczuwaliśmy w miejscach, które odwiedzaliśmy w ostatnich kilku latach. Wszyscy się zgodzą, że piłka nożna w Hiszpanii jest na bardzo wysokim poziomie. Ale na pewno musimy docenić też to, co osiągali inni – reprezentacja Brazylii przed laty, to co robią teraz Niemcy, a, na poziomie klubowym, wcześniejsze sukcesy Milanu czy Ajaksu. Każdy ma swój czas.

– Jeśli wymienię nazwę Gniewino, to…

– Oczywiście przypomnę sobie miasteczko, które było naszą bazą podczas EURO 2012. Przyjęto nas tam fantastycznie, podobnie jak wcześniej na turniejach w Austrii i Południowej Afryce. Zostaliśmy wspaniale przywitani przez burmistrza chlebem i solą, co jest lokalnym zwyczajem, oraz przez kilkaset osób z flagami hiszpańskimi i w koszulkach naszej reprezentacji. Ośrodek był wręcz perfekcyjny jeśli chodzi o przygotowanie do meczów i odpoczynek po nich. Panował w nim spokój, bo hotel znajdował się poza miasteczkiem. A najważniejsze, że boisko treningowe położone było tuż obok. Potrzebowaliśmy trzech minut, by dostać się na nie z pokojów. Dlatego myślę, że wszyscy z hiszpańskiej ekipy zachowali świetne wspomnienia z Gniewina.

– Natomiast piłkarscy eksperci szczególnie wspominają z tego turnieju taktyczną rolę „fałszywej dziewiątki”, którą powierzył pan Fabregasowi…

– …ale to bardziej interesowało dziennikarzy, niż nas. Stosowaliśmy taką taktykę, bowiem okazywała się skuteczna w środku pola i pozwalała dłużej utrzymywać się przy piłce. A wiedzieliśmy, że dzięki temu stworzymy sobie szanse bramkowe. Gdy na boisku był Cesc Fabregas, David Silva i Andres Iniesta, graliśmy praktycznie z trzema napastnikami.

epa04680271 Spain's national soccer team head coach Vicente del Bosque during the training of the team held at Sanchez Pijuan stadium in Seville, southern Spain, 26 March 2015. Spain will face Ucrany in a UEFA EURO 2016 qualifying soccer match at the stadium of Ramon Sanchez Pizjuan on 27 March 2015.  EPA/JULIO MUNOZ  Dostawca: PAP/EPA.

– Analizując niedawny złoty okres reprezentacji Hiszpanii, nasuwa się wniosek, że powoływał pan do niej najwięcej zawodników Barcelony. Czy można więc powiedzieć, że hiszpański styl, słynna tiki-taka, jest odwzorowaniem gry Barcy?

– Wiele osób rzeczywiście próbuje utożsamiać reprezentację z drużyną Barcelony. Choć często bywa też kojarzona z Realem Madryt. Ale w kadrze są także piłkarze innych hiszpańskich klubów. I wszyscy pomagają w tworzeniu drużyny, jako jednolitej grupy. Najważniejsze, że jesteśmy odzwierciedleniem stylu panującego w całej hiszpańskiej piłce. Patrzymy na takie zespoły, jak Celta, Valencia, Atletico czy jeszcze inne, które prezentują odpowiedni poziom, a dzięki temu możemy korzystać z generacji dobrych zawodników. Najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to powątpiewać w nasz styl, dzięki któremu osiągnęliśmy ogromne sukcesy.

– Co w praktyce oznaczało dla takiego kraju jak Hiszpania zdobycie mistrzostwa świata w 2010 roku?

– Trudno to nawet opisać słowami. Wcześniej, nawet w tak piłkarskim kraju, jak Hiszpania, ciężko było sobie wyobrazić, że możemy stać się najlepsi ze wszystkich 209 federacji. Choć w futbolu klubowym mieliśmy już okresy dominacji na świecie, jednak na poziomie reprezentacji nigdy się to jeszcze nie zdarzyło. Dlaczego stało się wreszcie możliwe w RPA? Ciężko to wytłumaczyć. Hiszpańskie kluby zawsze sprowadzały zawodników z zagranicy, szczególnie napastników. Jeśli spojrzymy na Barcelonę czy Real, żaden z trzech napastników nie jest Hiszpanem. Podobną tendencję daje się zauważyć w Valencii, Atletico czy Sevilli. Ale trzeba zauważyć, że nasi piłkarze zaczęli też wyjeżdżać za granicę. Mamy aż pięciu w Bayernie, po dwóch czy trzech w Manchesterze City i Manchesterze United. Chyba dzięki temu właśnie, że staliśmy się mistrzami świata. To nas wzbogaciło. Choć pozytywnych czynników było z pewnością więcej.

– Na przykład taki, że sukcesy reprezentacji wpłynęły korzystnie na poczucie narodowej jedności kraju. Zgadza się pan z tą opinią?

– Nie wierze w nią. Może się zdarzyć, że dzięki temu ludzie staną się szczęśliwsi przez kilka dni. Bardziej egzaltując się piłką, w mniejszym stopniu uczuciami patriotycznymi. Nie sądzę jednak, że zdobywając mistrzostwo świata pomogliśmy w scalaniu kraju, choć bardzo bym tego chciał. Tak samo, jak nasza klęska w Brazylii nie oznaczała, że podeptaliśmy narodową flagę. Wolę się koncentrować na podekscytowaniu wyłącznie piłką i doświadczeniach z tego wynikających.

– Gdy już jesteśmy przy ubiegłorocznych finałach w Brazylii, czy po analizie meczu z Holandią. wie pan już co było przyczyną wysokiej porażki?

– Często trudno wyjaśnić, co wydarzyło się na boisku. W pierwszej połowie graliśmy normalnie. Mogliśmy nawet prowadzić do przerwy 2:0. Zanim rywale przeprowadzili akcję stosując trzy podania, już wcześniej niepokoili kilka razy naszą obronę. A gdy Blind zagrał długą piłkę po przekątnej, wyrównanie przyszło w najgorszym możliwym momencie. Ta bramka miała ogromny wpływ na dalszą część meczu. Gol van Persiego podbudował Holendrów, a nas zdołował. Nie zasługiwaliśmy na remis, co oznaczało naszą porażkę.

epa04487964 Spanish national soccer team head coach Vicente del Bosque (R) poses for photographers with players Iker Casillas (2-R), Sergio Ramos (C), Sergio Busquets, and Iberdrola Chairman Ignacio Sanchez Galan (2-L) during a press conference at Las Rozas Sports City in Madrid, Spain, 13 November 2014. Spain will face Belarus in the UEFA EURO 2016 qualifying soccer match on 15 November 2014. Spanish electric company Iberdrola has renewed its sponsorship with the Royal Spanish Football Federation (RFEF).  EPA/EMILIO NARANJO  Dostawca: PAP/EPA.

– Co pan powiedział zawodnikom w przerwie meczu?

– Mówiliśmy przede wszystkim, że ta bramka zdobyta jeszcze przed przerwą, nie powinna mieć wpływu na naszą grę, ale na boisku nie jest to takie łatwe. Wiedzieliśmy, że utrata gola może spowodować problemy. Nie myśleliśmy jednak, że aż tak wielkie.

– Czy to były bardziej problemy fizyczne czy mentalne?

– Jeśli nie potrafimy czegoś wytłumaczyć w kategoriach czysto piłkarskich, wtedy zaczynamy mówić o problemach związanych z motywacją, czyli tych, których nie sposób udokumentować. Wolę jednak myśleć, że wszystko było po prostu związane ze słabą grą. Holendrzy lepiej poruszali się po boisku, byli szybsi od nas. Także dzięki taktyce, którą stosowali. Zaskoczyli nas tym, że Janmaat i Blind grali tak szeroko, a do tego mieli aż trzech napastników – Robbena, Sneijdera i van Persiego. Stwarzali dużo problemów umiejętnie poruszając się pomiędzy naszymi formacjami. Najwięcej kłopotów sprawiało neutralizowanie ich skrzydeł. Z tych wszystkich powodów wolę bolesną porażkę rozpatrywać w kategoriach czysto piłkarskich.

– Czy poczuł się pan urażony krytyką po sześciu latach nieprzerwanych zwycięstw?

Nieszczególnie. Myślę, że to zdarza się w każdym kraju, dlatego nie powinniśmy czuć się ofiarami, to uniwersalny temat. Czytałem, że w Niemczech było podobnie na początku eliminacji do EURO 2016, po porażce z Polską i remisie z Irlandią. W Holandii reprezentacja była krytykowana jeszcze przed meczem z nami, że gra pięcioma obrońcami. Bardzo trudno mieć jednomyślny pogląd na to, co robią trenerzy, a w rzeczywistości niemożliwe zadowolić każdego. Już najtrudniej w Hiszpanii, gdzie mamy Real Madryt i Barcelonę. Dlatego najważniejsze jest, by pomóc w dobrych relacjach między obu klubami i w ten sposób odizolować się trochę od wpływu, jaki wywiera na reprezentację ich rywalizacja.

– Jak trudno zmotywować zawodników, którzy osiągnęli z klubami niemal wszystko na poziomie krajowym?

– Moim zdaniem nie jest wcale trudno. Zawodnicy muszą potrafić skoncentrować się na bieżącym celu, a nie myśleć za dużo o przeszłości. Ani o tych przyjemnych, ani o tych złych chwilach. Szczególnie gdy są coraz starsi, zbliżają się do granicy trzydziestu lat. Stają się bardziej egoistyczni, sami chcą wszystko lepiej wykończyć. Nikt nie lubi być uważanym za winnego porażki, chce chronić siebie przed krytycznymi opiniami. Choć selekcjoner chyba w mniejszym stopniu. W moim przypadku praca z reprezentacją to niemal ostatnia prosta w karierze trenerskiej. Wiedziałem, że powinniśmy uzyskać dobre rezultaty, ale wiedziałem też, że to tylko sport. A reprezentacje większości krajów grają na podobnym poziomie. Oglądałem ostatnio Białoruś, Gruzję, Islandię… Nie jest łatwo z nimi wygrać. Nie tylko z nimi, coraz trudniej wygrać właściwie z każdym.

– Jak ocenia pan szanse reprezentacji Hiszpanii przed przyszłorocznymi finałami mistrzostw Europy?

– Optymistycznie. Mamy dobry szkielet zespołu – Casillas, Pique, Jordi Ramos, Busquets, Silva, Cesc, Iniesta… Ale musimy wprowadzać młodych zawodników i przyzwyczajać ich do trudnych wyzwań. Dokonywać zmian na kilku pozycjach, by dawać szansę gry takim zawodnikom, jak Thiago, Koke, Isco, De Gea… Krok po kroku tworzyć nowy zespół, który, miejmy nadzieję, będzie odnosił podobne sukcesy, jak poprzedni.

– Jeden z zawodników, który był częścią tej wielkiej hiszpańskiej drużyny, Xavi Hernández, pożegnał się właśnie z Barceloną. Czy pan też ze smutkiem przygląda się, jak kończy się jego kariera?

– Xavi na zawsze pozostanie w naszej pamięci. To jeden z tych bohaterów, którego mieliśmy okazję oglądać przez lata. Można powiedzieć same dobre rzeczy o tym, jak zachowywał się na boisku i poza nim. Miał nie tylko talent i umiejętności, ale zawsze myślał o zespole. Był jednym z symboli stylu gry drużyny. Miałem ten zaszczyt, że mogłem z nim pracować przez wiele lat.

epa04493407 Spanish national soccer team head coach Vicente del Bosque addresses a press conference in Vigo, Spain, 17 November 2014. Spain will face Germany in a friendly soccer match on 18 November 2014.  EPA/SALVADOR SAS  Dostawca: PAP/EPA.

– Czy Real podjął dobrą decyzję zwalniając Carlo Ancelottiego?

– To decyzja klubu i nie mogę nic dodać. Cenię Carlo, to sympatyczny człowiek. Wykonał wielką pracę. Ludzie zwracają uwagę na jego charakter i pojednawcze usposobienie, ale przecież wymagano od niego, by podejmował bardzo trudne decyzje. Zawsze poważnie traktował drużynę, nigdy nie kierował się w pracy w Madrycie prywatnym interesem.

– A jak ocenia pan jego następcę?

– Pojawienie się w klubie Rafy Beniteza wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Znam go od wielu lat. Jest przygotowany do trudnych wyzwań i powinien uczynić z Realu lepszą drużynę. Zawsze miał ambicje, by zadziwiać piłkarski świat. To w tej chwili jeden z najlepszych trenerów na świecie.

– Diego Costa znów pokazał, że jest wart powołania do reprezentacji Hiszpanii. Czy to rzeczywiście dla niej taki ważny zawodnik?

– Mówi, że nie ma szczęścia, wygląda na to, że jest pechowcem. Ale bardzo chce grać i na pewno znajdziemy wspólny język. Kilka razy już podkreślałem, że nie zgadzam się z opiniami jakoby Diego nie pasował do reprezentacji Hiszpanii, filozofii jej gry. Wcale nie musi mieć na nią szkodliwego wpływu. Stopniowo coraz bardziej identyfikuje się z grupą, stając jej częścią.

– Czy Niemcy to godny następca Hiszpanii na tronie mistrza świata?

– Oczywiście. Ich wyniki są dowodem cierpliwości i dobrej pracy, szczególnie wykonanej przez Joachima Löwa, którą zrobili w ostatnich latach. W 2008 roku byli naszymi przeciwnikami w finale mistrzostw Europy w Wiedniu. Dwa lata później dotarli do półfinału mistrzostw świata, tak samo na EURO 2012. Aż w końcu zostali mistrzami. Dokonał tego ten sam trener pracujący z określoną grupą zawodników. Przecież na mistrzostwach w Brazylii wystąpiło dziesięciu czy jedenastu tych samych piłkarzy co cztery lata wcześniej w RPA. To jest dowód konsekwencji w działaniu, która przyniosła sukces.

– Na koniec chciałbym panu zacytować opinię Jerzego Dudka z jego biografii „nieREALna kariera”. Napisał, że spośród wszystkich ludzi związanych z hiszpańską piłką darzy pana największym szacunkiem…

– No cóż, przede wszystkim dziękuję bardzo za komplement. Mieliśmy okazję porozmawiać przed kilkoma laty w ośrodku treningowym hiszpańskiej federacji „Las Rozas” w Madrycie, gdy pojawił się tam z Bońkiem i Koseckim. Analizowali metody naszej pracy. Odniosłem wrażenie, że Dudek to bardzo miły i przyjazny człowiek. Zawsze przyjemnie, gdy ktoś dobrze mówi o tobie. Jestem więc szczęśliwy, że mogę słyszeć takie opinie na swój temat.

Rozmawiał w Madrycie DAVID RUIZ