Furtok: Borussia Dortmund skończy sezon w dziesiątce

furtok-borussia-dortmund-skonczy-sezon-w-dziesiatce-sportowyring-com

furtok-borussia-dortmund-skonczy-sezon-w-dziesiatce-sportowyring-com

Wszystko wskazuje na to, że ostatnia wygrana z Freiburgiem i przedłużenie umowy z Marco Reusem to zwiastun lepszych czasów dla Borussii Dortmund. Choć przyznam, że jestem trochę zaskoczony decyzją samego zawodnika o tym, aby nie zmieniać klubowych barw. Spodziewałem się, że Marco będzie chciał sprawdzić się w innym otoczeniu, a przy okazji zarobić jeszcze więcej niż w Dortmundzie. Postanowił jednak pozostać na Signal Iduna Park i chwała mu za to, że chce pomóc klubowi w ciężkich chwilach.

Nie ulega wątpliwości, że dortmundczycy potrzebują kilku udanych spotkań, aby przełamać się i nie męczyć tak strasznie na boisku. Widać, że presja wiąże niektórym zawodnikom nogi – chcieliby zrobić coś fajnego, ale im się nie udaje i cały czas w tabeli Bundesligi balansują przy strefie spadkowej. Jestem jednak przekonany, że Borussia wreszcie „zaskoczy” i zacznie grać na miarę posiadanego potencjału.

Ewentualna wygrana z Mainz w najbliższej kolejce z pewnością pozwoli uspokoić sytuację w tabeli i oczyści nieco atmosferę wokół zespołu. Borussia jest faworytem tego meczu, ale pamiętajmy, że na Dortmund wszyscy w Bundeslidze dodatkowo się sprężają. Jeśli nie uda się zdobyć kompletu punktów, Hummelsa i spółkę czeka kolejna nerwowa rozmowa z kibicami z trybuny południowej. Takie sytuacje są nieuniknione, bo w każdym klubie fani chcą wyników. Zwłaszcza w takim jak Borussia, gdzie na każdym spotkaniu pojawia się kilkadziesiąt tysięcy osób.

Powodów tak słabych wyników „żółto-czarnych” jest kilka. Przede wszystkim chodzi o kontuzje, które sprawiają, że praktycznie co tydzień zespół gra w innym zestawieniu. W takich warunkach trudno o zgranie zespołu, szczególnie że nie każdy w takim samym tempie wraca do normalnej dyspozycji. Najlepszą metodą dojścia do formy jest regularna gra, ale w tym sporcie nie ma sentymentów i nikt nie dostanie miejsca w składzie za nazwisko. Kolejną sprawą są wysokie oczekiwania, które Borussia rozbudziła w poprzednich sezonach. Dla sympatyków, którzy przyzwyczaili się do bycia w czubie tabeli, miejsce na dole stawki jest prawdziwym szokiem. A im bardziej wymagają oni od piłkarzy lepszych rezultatów, tym zawodnikom jest o nie trudniej. To też są tylko ludzie i tak samo przeżywają pewne rzeczy.

Szukając przyczyn „dołowania” Borussii nie sposób pominąć też nieudane transfery. Ani Ciro Immobile, ani Adrian Ramos nie zbliżyli się nawet w połowie do poziomu Roberta Lewandowskiego, który odszedł do Bayernu. Brak rasowego napastnika jest dużym problemem BVB. Włoch bardzo się stara, ale niewiele mu z tych starań wychodzi. A jeżeli atakującemu nie wychodzi, to zespół przestaje na niego grać i szuka innych rozwiązań. Sam z doświadczenia wiem, że żywot napastnika jest bezlitosny – jeśli nie strzelasz, nie dostajesz podań. Koniec. Kropka.

W tle rozmów o bieżących wydarzeniach cały czas trwają też dyskusje o przyszłości ośmiokrotnych mistrzów Niemiec. Uważam, że mimo wszystko nie będzie zmiany na stanowisku trenera i Jurgen Klopp podejmie kolejne wyzwanie w postaci powrotu do ligowej czołówki. Pierwszy krok ku temu dortmundczycy powinni zrobić jeszcze tej wiosny i doskoczyć do środka tabeli. Sądzę, że ta ich maszyna nareszcie pracować pełną mocą i na koniec sezonu Borussia uplasuje się na miejscach 8-10.

O utrzymanie BVB jestem spokojny, martwi mnie natomiast „moje” HSV, które cały czas utrzymuje się niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Spędziłem w Hamburgu kilka fajnych lat i na pewno byłoby mi bardzo szkoda, gdyby ten zespół z wierną rzeszą fanów miał teraz opuścić ligową elitę. Nie zakładam jednak czarnego scenariusza i myślę, że kwestia spadku rozstrzygnie się między pozostałymi zespołami, które osiadły w dolnej części tabeli: Stuttgartem, Freiburgiem, Paderbornem, Herthą Berlin i Mainz.

Pozytywnie zaskakuje mnie natomiast Wolfsburg. Nie dość, że są samodzielnym wiceliderem, to jeszcze dali wyraźny sygnał o swoich ambicjach w postaci sprowadzenia Andre Schurrle z Chelsea. Na słowa pochwały zasługuje też Augsburg, który nadspodziewanie długo trzyma się w czołówce. Ich postawa bez wątpienia jest niespodzianką, grają dobrze i napsuli już wiele krwi bardziej renomowanym rywalom. Znając realia, dość sceptycznie oceniam jednak ich szanse na grę w europejskich pucharach. Coś mi tu nie pasuje. Wprawdzie na razie mają nad Hoffenheim całkiem bezpieczną przewagę, ale wystarczy kilka słabszych występów, aby entuzjazm opadł. Do końca sezonu jest jeszcze kilkanaście kolejek i trzeba się liczyć z możliwym załamaniem formy. A wtedy pojawiają się dodatkowe nerwy, niepotrzebny stres i kółko się zamyka. W Bundeslidze nie ma zmiłuj.

Wracając jeszcze do Borussii, w najbliższym czasie czekają ją mecze w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Juventusem Turyn. Zapowiada się wyrównana rywalizacja, ale uważam, że to dortmundczycy są jednak faworytami w tej parze. Juve, owszem, jest dobrą drużyną, ale z obudzoną Borussią będzie mu ciężko. Także z tego względu, że w Serie A turyńczycy nie mają praktycznie żadnej konkurencji i odzwyczaili się trochę od regularnych potyczek z wymagającymi rywalami. Pod tym względem BVB jest znacznie bardziej zaprawiona w bojach.

Na koniec jeszcze słówko o Polakach, a w zasadzie o jednym – Robercie Lewandowskim. „Lewy” ostatnio spuścił coś z tonu i o zapowiadany przeze mnie przed sezonem kolejny tytuł króla strzelców będzie mu ciężko. Ale absolutnie nie przekreślam takiego scenariusza, bo to taki zawodnik, że jeśli złapie rytm, to w kilka spotkań może jeszcze dojść prowadzącego obecnie w klasyfikacji strzelców Alexandra Meiera z Eintrachtu Frankfurt. Tego mu gorąco życzę!