Lech na sztywnych sztachetach, Legia powinna się nabombić

lech-na-sztywnych-sztachetach-legia-powinna-sie-nabombic-sportowyring-com

Bazylea wygrała z Lechem chyba najmniejszym nakładem sił w historii swoich występów w europejskich pucharach. Od początku na takie zwycięstwo Szwajcarów się zanosiło, a Karol Linetty zrobił wszystko, żeby było im jeszcze łatwiej. Nie było na co patrzeć, choć prawdę powiedziawszy podobał mi się Darko Jevtić. On nieźle wyglądał też w ostatnim meczu ligowym. Jest tak chyba dlatego, że dzięki kontuzji miał szansę trochę odpocząć. Jego koledzy biegają na glinianych, a nawet na sztywnych nogach. To, co przy pierwszej bramce zrobił Marcin Kamiński jest typowym syndromem zmęczenia. Faceta tak bardzo bolą „sztachety”, że nie jest w stanie ich ugiąć. Gdyby ugiął, to wszedłby ciałem w Bjarnasona, jakoś by go zablokował. A on biegł na sztywnych nogach.

Podejrzewam, że Maciek Skorża zapłaci bardzo wysoką cenę za to, że jest przywiązany do człowieka od przygotowania fizycznego, o którym wiele osób mówi źle. Ludzie twierdzą, że ten człowiek ma zbyt dużą samodzielność i eksperymentuje na piłkarzach Lecha. Niestety, to chyba prawda. Trudno wierzyć, że coś da przerwa na kadrę, skoro nie pomogła poprzednia. Sytuacja Lecha jest bardzo trudna. Zostawić Maćka z tym facetem od przygotowania fizycznego? Źle. Jeśli ten facet dostanie ostrzeżenie, jeśli ktoś mu powie „stary, zostajesz, ale wszystko w swojej pracy zmieniasz”, to on będzie przecież zmieniał metodą prób i błędów, nie będzie pracował dobrze, jeśli porzuci wszystko, w co do tej pory wierzył. Zmienić ich wszystkich? Też źle. Bo czy przyjdzie za nich ktoś, kto szybko oszacuje sytuację? Nie jest tak, że zawodników weźmie się na badania wydolnościowe, zrobi się im wykresy zakwaszenia i wszystko stanie się jasne. Trudno z obolałych wraków zrobić sprinterów w dwa tygodnie.

Wiadomo, że Maciek jest pupilem właścicieli Lecha, że starszy pan Rutkowski bardzo go ceni. To skądinąd urocza osoba, ale nie ma szansy weryfikować swoich poglądów, bo mieszka w Niemczech, gdzie kieruje większym biznesem. Ludzie już tak mają, że ufają komuś, komu kiedyś zaufali. Trwają w tym, dopóki nie dostaną bardzo wyraźnego, głośnego sygnału, że popełnili błąd. A Skorża takiego sygnału nie da nigdy. Bo umówmy się, nie jest ani przekrętowiczem, ani alkoholikiem. Mało tego – nawet gdyby się dzisiaj zastanawiać czy jest trenerem na miarę Lecha, to trzeba pamiętać, że przyszedł w słabym momencie, a zdobył mistrzostwo Polski. Nie wolno w ocenie kogoś skupiać się wyłącznie na tym, co dzisiaj. Dla czynnego sportowca nie ma nic za zasługi, natomiast dla trenera musi być, bo skoro te zasługi miał, to jakiś zestaw cech, umiejętności, wiedzy ma.

W Legii problem też jest duży, choć innego rodzaju. Od długiego czasu media krytykują Henninga Berga. Zawodnicy pewnie usłyszeli kiedyś w klubie, że nikt sobie nie wyobraża, by powiedzieli publicznie choć jedno złe słowo o trenerze, więc jak się ich o Berga pytało, to uciekali od odpowiedzi albo mówili okrągłe słowa, co już znamionowało brak chemii. Teraz wszyscy jadą z Bergiem, a chłopaki jakby wyczekiwali, kiedy wreszcie dojdzie do zmiany. Nikt za niego nogi w tryby nie włoży, a mam wrażenie, że gdyby tak Legia dzisiaj oświadczyła, że bez względu na wszystko Berg będzie pracował jeszcze przez co najmniej dwa lata, to paru chłopaków musiałoby sobie zdać sprawę z tego, że są wiecznie zdrzemnięci.

Oni przechodzą obok gry, nie angażują się w treningi, bo im Berg nie pasuje i liczą na zmiany. Ciekawe czy się nie przeliczą, czy nie będą narzekać, kiedy przyjdzie ostry Stanisław Czerczesow. Ale i tak myślą, że każda zmiana jest dla nich dobra, bo dzięki niej unikną rozliczenia za to, co do tej pory. Czerczesow powie, że nikomu nie zagląda w kartotekę, że oczywiście zasady są twarde i kto je złamie, tego nie ma, ale za przeszłość nie będzie rozliczał. A paru chłopaków odrabia pańszczyznę.

Nie jestem miłośnikiem Berga, bo postawiłem się w sytuacji zawodników, którzy od startu z nim kompletnie nie wiedzieli, w jakim są miejscu. Od początku jego pracy żaden piłkarz nie wiedział, kim jest, czy wychodzi w tym galowym garniturze, czy jest w każdej chwili do zastąpienia. To była taka praca, która miała pokazać, że każdy jest nikim, a kimś jest tylko Berg. Tak to odczytywałem, dlatego on nie ma u mnie wysokich notowań. Ale niektórzy zawodnicy powinni spojrzeć na swoje zaangażowanie, na to ile robią, żeby się rozwijać. Ciepełko w życiu jest fajne. Stolica, dobre zarobki, atmosfera na trybunach, nikt na tę Legię tak bardzo nie psioczy jak na Lecha – tak wielu z nich myśli. A przecież nie zostając mistrzem Polski w ubiegłym sezonie Legia została mistrzem świata. I jej piłkarze nie powinni zapominać, jakiego wyczynu dokonali. Jednak oni zapominają, uważają, że nic się nie stało, bywa, że kiedy dziennikarz któremuś z piłkarzy mówi, że oddał beznadziejny strzał, to ten odpowiada „to ty jesteś beznadziejny”. To są sygnały, których nie wolno lekceważyć, a w Legii lekceważy się je tak samo jak brednie Berga twierdzącego po przegranych meczach, że zespół zagrał dobrze, że przeszkodził mu sędzia, podczas gdy sędziowie zrobili wszystko, żeby Legia, a nie np. Jagiellonia, była mistrzem Polski.

Taki Duda czy taki Kuciak będąc w formie, w jakiej byli powinni zrobić wszystko, żeby w trzy sekundy odejść do klubów, do jakich mogli odejść. A widać oni wolą ciepełko, ugruntowaną pozycję, bardzo dobre zarobki. Poszliby gdzieś za trzy razy większe pieniądze, ale ile by się musieli natyrać, a jaką by czuli niepewność, a gdyby usiedli raz na trybunach, to mogliby już z nich nie zejść. A tutaj? Zawsze wrócą.

Wylewa mi się żółć na piłkarzy Legii, bo nie bardzo mogę wytrzymać, że wszyscy gadają o zwolnieniu Berga. Jeszcze raz mówię – on na mnie nie robi dobrego wrażenia, ale nie tylko on wygląda źle. Przecież piłkarzom nie zabrania grać, walczyć. Tymczasem zabrakło kontuzjowanego Vrdoljaka i nie ma w tym zespole ducha. Umówmy się, że Jakub Rzeźniczak na kapitana nie pasuje. Dla niego od trzech lat za mocna jest ekstraklasa.

Oczywiście nie na tym rzecz polega, żebym jako były legionista opowiadał, że za moich czasów takie rzeczy były nie do pomyślenia. Pamiętam, że mało co nie stoczyliśmy się do drugiej ligi. Ale wtedy bida w klubie aż piszczała, bywało, że głód zaglądał w oczy. Trenerem został debiutant Krzysztof Etmanowicz, który nie miał pojęcia o prowadzeniu drużyny, nie mówiąc już o tym, że miał chyba tylko 35 lat i bał się w szatni niektórych zawodników. Mam więc wytłumaczenie na tamten kryzys Legii – było naprawdę tragicznie, nie mieliśmy nie tylko pieniędzy na zgrupowanie, na wyjazd na sensowny sparing, ale nawet na komplet piłek do treningu. Ci chłopcy, którzy są w Legii teraz, nie mają kompletnie żadnego wytłumaczenia dla takie marazmu. Może powinni odwiedzić „Garaż”, nawiasem mówiąc już podobno zlikwidowany, nabombić się całą drużyną, podyskutować o tym, że z tyłka ma się wydobywać ogień, z gęby ma buchać para, że muszą być spoceni jak konie nad Morskim Okiem, że nie mogą przebimbać swojego czasu.

Ale czy ktoś spróbuje tupnąć, krzyknąć, wydrzeć się w szatni? Nie ma Vrdoljaka, a nie widzę innego zawodnika, który mógłby to zrobić tak, żeby nie wyszło śmiesznie. To są niestety grzeczni, nażelowani chłopcy.