Szczęsny: Wisła jak rozczarowana panna młoda z wyższych sfer

szczesny-wisla-jak-rozczarowana-panna-mloda-z-wyzszych-sfer-sportowyring-com

Fajnie by było, gdyby na pewnym poziomie sportowym i biznesowym ludzie umieli odróżnić dobrze pojęty honor od źle pojętej ambicji. Mam wrażenie, że w Wiśle tego nie potrafią, co mówię na kanwie przypadku Radka Cierzniaka.

Od długiego czasu w Wiśle mają kłopoty finansowe. To już ich kosztowało również możliwość budowania drużyny. Momentami brakowało nawet na to, żeby coś obiecać, już nie mówię o tym, żeby coś wypłacić. A w tej chwili postępują jak rozczarowana panna młoda z wyższych sfer. Dziwi mnie to i zastanawia. Mieli do wyboru: wziąć za Cierzniaka parę złotych teraz albo nie wziąć nic za niego latem i jeszcze do lata płacić mu pensję. Nie chodzi o to, że chcę się ujmować za pojedynczym człowiekiem czy szczególnie za tym piłkarzem, choć lubię chłopaka, pracowałem z nim, mam do niego sentyment i cieszę się, że wreszcie pojawił się na takim poziomie, że się o nim dobrze mówi. Ale chodzi mi o to, że od dłuższego czasu polityka Wisły, nie tylko finansowa, jest dla mnie niezrozumiała. Na pewno sytuacja finansowa firm pana Cupiała się zmieniła. Kiedyś było eldorado dla niego, a więc i dla wielu wokół niego, a teraz nie jest tak różowo. Ale jak patrzę na to, ilu ludzi stracili przez głupie przeciąganie liny, ile wydatków niepotrzebnie ponieśli, ilu ludzi zwolnili, ilu piłkarzy dziwnie stracili, to jestem rozczarowany.

Najbardziej rozczarowuje mnie, dziwi i zniesmacza to, ile już razy zwolnili Kazia Moskala, mając za każdym razem symptomy, że być może w pierwszym sezonie jego pracy o mistrzostwo nie będą się bili, ale w kolejnym już będzie widać, że zespół zaczyna grać w piłkę, że się rozumie, że wszystko trybi. Oczywiście można powiedzieć, że bardzo wiele meczów remisowali, zamiast wygrać, ale to że nie umieli zdyskontować dobrego zgrania, dobrego rozumienia taktyki, dobrze wykonanej pracy w okresie przygotowawczym i w mikrocyklach tygodniowych było pochodną tego, że nie byli najmocniejsi kadrowo. I „nie byli najmocniejsi kadrowo” to oczywiście daleko posunięty eufemizm.

A oni zwolnili go po raz czwarty czy piąty, gdy słaby kadrowo zespół – na niektórych pozycjach stary, na niektórych pozycjach niewystarczająco dobry, na niektórych pozycjach za młody, czyli wszystko nie tak od strony możliwości sportowych – jednak dawał pewną gwarancję, że widmo spadku w oczy nie zajrzy. Dla mnie to jest hańba. Hańbą jest wykorzystywanie faceta, który od zawsze jest superprofesjonalny. Jako piłkarz na treningu zawsze był pierwszy, ciuszki zawsze poukładane, butki zawsze wypastowane, zawsze gość trzeźwy, wyspany, gotowy, rzeczowy, pracowity, wytrzymały, inteligentny. Znają go jak własną kieszeń. Tysiąc razy deklarował miłość i przywiązanie. A oni mu po raz czwarty czy piąty zaproponowali robotę i po raz czwarty czy piąty wypieprzyli go po paru chwilach. To znaczy, że na nic więcej nie zasługują.

Prędzej bym zrozumiał, gdyby dwa lata temu wydali oświadczenie „Kazimierz Moskal nigdy więcej nie będzie naszym trenerem”. Natomiast jeśli po raz kolejny go zatrudniają, to rozumiem, że analizują, jak zespół grał za jego czasów, jaka panowała w ekipie atmosfera, jak były wykonywane polecenia trenera, jakie miały przełożenie na zdolności zespołu. Rozumiem, że ocena zawsze jest pozytywna, dlatego po Moskala sięgają. A jeśli z góry biorą go jako opcję tymczasową, to jest to wyjątkowe świństwo wobec człowieka, żerowanie na tym, że gość deklaruje swoją miłość i jeszcze tę deklarację wielokrotnie potwierdza. Taki człowiek ma prawo liczyć, że za kolejnym razem zostanie potraktowany poważnie.

Trener Pawłowski to też świetny człowiek. Jestem zdania, że Śląsk przy nim właśnie na tym przegrał, bo – niestety – piłkarze, którzy osiągnęli pewien poziom, jako grupa stają się bardzo trudni. Nadmierne ciepło ze strony trenera, wyrozumiałość, życzliwość, raz na tysiąc albo nawet raz na milion bywa obrócona przez taką grupę w coś pożytecznego. Prawie zawsze to się kończy źle dla wszystkich. Według mnie tak było w Śląsku. Wiem doskonale, że pan Pawłowski jest po prostu dobrym człowiekiem. Dla zawodników Wisły to jest na pewno ważne, ale czy teraz, kiedy muszą walczyć o utrzymanie w ekstraklasie, nie byłoby cenniejsze mieć w szatni Moskala? O nim taki Głowacki czy Cierzniak, czyli ludzie znający go jeszcze z boiska, wiedzą więcej i wzmacnialiby jego autorytet. W nim zawodnicy po prostu widzieliby więcej niż widzą w Pawłowskim.

Maciej Szczęsny